Średniowieczne miasto Dąbrówno (Gilgenburg) będące od kilkudziesięciu lat wsią,
malowniczo położoną niedaleko pól grunwaldzkich, na wąskim przesmyku między
jeziorami Dąbrowa Wielka i Dąbrowa Mała, zapłaciło 610 lat temu wysoką cenę za
to, że znalazło się na trasie marszu wojsk polsko-litewskich na stolicę Zakonu
Krzyżackiego. O czasach świetności Dąbrówna, które było dobrze ufortyfikowaną
siedzibą krzyżackiego prokuratora i miejscem zjazdów sądowych dla całego
okręgu, świadczą ruiny niewielkiego zamku Zakonu, relikty murów miejskich i
przebudowany w nowożytności kościół, w którym znalazły finał dramatyczne
wydarzenia związane z oblężeniem miasta.
13 lipca 1410 roku armia Jagiełły i Witolda znużona szybkim marszem w
potwornym letnim skwarze, założyła obóz 4 km na południe od Dąbrówna.
Wieczorem, gdy upał zelżał, niektóre oddziały polskie i litewskie wraz z
towarzyszącymi im Tatarami ruszyły na rekonesans w kierunku miasta, które
blokowało dalszą drogę przez przesmyk. Na ich spotkanie nieoczekiwanie wyszły
siły krzyżackie, które tego dnia dotarły do miasta, wysłane na pomoc przez
komtura Ostródy. Doszło do krótkiej i gwałtownej bitwy na przedpolu Dąbrówna, w
której Krzyżacy zostali rozgromieni. Na rozpoznanie z obozu koronnego wysłano
zapewne chorągwie jazdy, jednak w sukurs musiała przyjść im piechota z taborów,
która w ferworze walki ruszyła do szturmu na umocnienia miasta. Konni nie
byliby oczywiście do tego zdolni i dostali od Jagiełły rozkaz wycofania się.
Część z nich rozochocona niedawnym triumfem nie posłuchała jednak królewskiego
wezwania. Dąbrówna broniły niedobitki krzyżackiego kontyngentu, mieszczanie
oraz okoliczna ludność, która w jego murach szukała wraz z dobytkiem
schronienia przed pochodem polsko-litewskich wojsk.
Szturmujących miasto, stłoczonych w szerokim na zaledwie 500 m przesmyku
przywitała salwa z bombard, która jednak nie była w stanie powstrzymać impetu
natarcia. Mury próbowano sforsować przy pomocy drabin, ale zdesperowani
mieszczanie bronili się skutecznie. Ulegli po trzech godzinach, gdy napastnicy
wdarli się do miasta od strony jeziora, gdzie fortyfikacje były znacznie
słabsze. Wtedy zaczął się niezbyt chwalebny epizod całego starcia, które
przerodziło się w regularną rzeź mieszkańców Dąbrówna, połączoną z gwałtami na
kobietach, których dokonywali prawdopodobnie tatarscy sojusznicy Witolda. Przed
okrutnym losem nie uchroniło nieszczęsnych mieszkanek Dąbrówna nawet
schronienie w kościele farnym, gdzie również zostały zgwałcone, następnie
uwięzione i ostatecznie nad ranem spalone żywcem. Z ogniem puszczono także całe
miasto, mszcząc się okrutnie za wcześniejsze krzyżackie zbrodnie. W Dąbrównie
wojna pokazała swoje prawdziwe, mało rycerskie oblicze.
Kościół miejski i fragment fortyfikacji Dąbrówna, źródło: wikipedia, autor Olerys |
Na wieść o spaleniu miasta i rzezi obrońców wielki mistrz Ulryk von
Jungingen unikający do tej pory starcia w polu, wyruszył z odległego o 25 km głównego
obozu wojsk krzyżackich, z którego widać było w oddali łuny nad Dąbrównem i
zastąpił drogę armii Jagiełły na polach Grunwaldu.